Dzisiaj druga odsłona naturalnych komponentów kosmetyków do
włosów rodem z Japonii. Część pierwsza była tu!
Olej ryżowy –
jest wytłaczany lub ekstrahowany z łusek ryżu (nie bez powodu rosnącą popularnością cieszy
się płukanka do włosów z wody ryżowej!). W kuchni ceniony jest na właściwości zdrowotne
(duże ilości nienasyconych kwasów tłuszczowych – w sumie prawie ok 78%) oraz
wysoką temperaturę dymienia. W smaku ma delikatny, migdałowy posmak, stanowi
doskonały dodatek do sałatek. Równie cenne działanie wykazuje dla skóry.
Zawiera bowiem oryzanol, który chroni równowagę skóry, przyspiesza podziały
komórkowe, powstrzymuje procesy starzenia i łagodzi objawy klimakterium. Jest
silnym antyoksydantem oraz pełni funkcję filtra UV. Duże stężenie witaminy E
gwarantuje ochronę lipidów naskórka. Olej bardzo dobrze się wchłania i nie
pozostawia tłustej warstwy na skórze. W Japonii tradycyjnie jest stosowany w
celu odżywienia włosów i nadania im zdrowego blasku. Może być stosowany
nierozcieńczony, najlepiej w mój
ulubiony sposób tj. po podgrzaniu w gorącej kąpieli wodnej. Olej należy
wmasować w skórę głowy i włosy, a następnie pozostawić na noc lub co najmniej na
pół godziny koniecznie pod czepkiem. Trzymanie włosów w czepku powoduje, że
ciepło produkowane przez głowę rozchyla łuski włosów i umożliwia swobodne wnikanie
substancji odżywczych w głąb włosa.
Innym patentem Japonek na zdrowe i błyszczące włosy jest
znany skąd inąd… ocet jabłkowy. A dokładnie płukanka z roztworu octu jabłkowego. Dla niepoinformowanych – ocet
jabłkowy zawiera całe bogactwo witamin
(A i B) i składników mineralnych tj. żelazo, potas, miedź, wapno, magnez, sód,
fosfor i krzem. Ponadto lekko kwaśne pH roztworu domyka łuski włosów
dzięki czemu po wysuszeniu są one bardziej błyszczące. Kolejnym atutem
płukanki jest to, że przedłuża ona świeżość włosów i ma zbawienny wpływ na
skalp. Jeśli chodzi o stężenie octu to można się spotkać z różnymi inwencjami w
tym zakresie. Niektórzy używają 1 łyżki na szklankę wody z obawy, że słabszy
roztwór nie będzie działać. Ja używam 1
łyżki na litr wody i efekt końcowy jest dla mnie zdecydowanie satysfakcjonujący.
Zwróćcie uwagę, że nawet tak delikatny roztwór ma swój charakterystyczny
zapach. Skoro nasze nosy go czują, z pewnością „czują” go także skalp i włosy J Mało tego – zapach jest
wyczuwalny także na włosach po płukaniu, na szczęście tylko do momentu wyschnięcia.
Źródło: Wikipedia |
Kolejnym ciekawym sposobem pielęgnacyjnym stosowanym przez samurająów i gejsze jest używanie
bukszpanowego grzebienia. Drzewo bukszpanu ma wiele cenionych właściwości –
wykorzystywane jest w rzeźbiarstwie, do wyrobu zabawek dla dzieci i
instrumentów muzycznych. Sadzonki
bukszpanu wykorzystywane są także w sztuce bonsai
– sztuce tworzenia miniaturowych drzewek.
Jako surowiec do produkcji grzebieni ceniony jest za wytrzymałość, dużą
gęstość, a jednocześnie miękkość. Nie jest to materiał podatny na zniszczenia,
nie elektryzuje włosów. Można go także używać do akupresury – naciskania skóry
skalpu. Wadą grzebieni jest ich cena. Tych tradycyjnych – bywa iście kosmiczna
;) Niemniej o ile nie przepłacimy za tradycyjne zdobienia – może być to
całkiem opłacalna inwestycja – dobrze utrzymywany grzebień może nam służyć
nawet do 30 lat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz