Upichcić. Amlę rozrobić z wodą na gęstą masę, zalać olejem i całość gotować do odparowania :) Brzmi prosto, prawda? Mniej więcej, ot, tak? :
Podobno to starożytny sposób ajurwedyjski. Prostota wykonania do mnie przemawia. A jednak czuję pewien dreszczyk na myśl, że miałabym tak czy czyhać nad kociołkiem z bulgoczącym olejem :) A jakie są Wasze odczucia??
Pozdrawiam!
Ciekawa sprawa z tym olejem :) Mam amlę w proszku, więc może spróbuję zrobić małą porcję tego olejku
OdpowiedzUsuńKoniecznie daj znać jak wyszło! Ja nie mam odwagi ;)
UsuńSzczerze, mi by się nie chciało. W tym czasie wolałabym np. nadrobić zaległości w czytaniu. Przecież dobre, naturalne kosmetyki można po prostu kupić. Ale jeśli ktoś lubi bawić się w domowe laboratorium, to nie powstrzymają go żadne argumenty :)
OdpowiedzUsuńJa również wolę taką pracę oddać specjalistom. W końcu po coś są ;)
UsuńKiedyś stosowałam olejek z Amlą właśnie i moje włosy nie były tym zachwycone, a wręcz przeciwnie :/ Jednak obawiam się, że przyczyną była zawarta w olejku parafina..
OdpowiedzUsuńAnomalia
Dlatego unikam parafiny... a paskudztwo jest wszędobylskie :)
UsuńHm, a ja myślę, że skorzystam z przepisu :D
OdpowiedzUsuń